niedziela, 12 grudnia 2010

Nie wszystko turkus, co turkusowe :>


Udało się. Mimo wszelkich przeciwności (vide post o sznurkach) udało mi się wykonać pierwszy od założenia bloga naszyjnik na zamówienie. Miał być turkus i celtycki wzór. Z tym turkusem też wyszła niezła historia... Na szczęście celtycki wzorek jest. Składa się z węzłów celtyckich, rypsowych, płaskich i poczwórnego warkocza. Zapięcie to mój druciany debiut - wire wrapping interesuje mnie od dawna, ale jakoś nie mogę się do tego zabrać. Nie mam przekonania, że mogę wykonać coś ładnego w tej technice. Pewnie czuję się tylko w makramach...
 

 A z turkusem było tak: szukałam, a jakże, długo i wytrwale, ale w sklepach i na aukcjach w internecie roi się od kiepskich podróbek (no bo czy to możliwe, żeby 6 turkusów, i to niemal dorównujących wielkością howlitowi w tym naszyjniku, kosztowało niecałe 20 zł? Kto się na to nabierze?). I kiedy sklep jubilerski z całą bezczelnością próbuje upchnąć nieświadomym klientom barwiony na niebiesko howlit jako kamień szlachetny, to ja nie mam zamiaru ryzykować, że kupię jakieś badziewie zamiast zamówionego kamienia. Zwłaszcza, że jeśli już zdarza się spotkać gdzieś prawdziwe turkusy, to niestety są one często klejone z odpadów jubilerskich...
W jednym ze sklepów z akcesoriami jubilerskimi znalazłam coś, co było podpisane "turkus", ale wyglądało mi dość podejrzanie. Zapytałam sprzedawczynię o ten kamień i dowiedziałam się, że no przecież to nie jest prawdziwy turkus, tylko turkmenit, a to obok, to już w ogóle jest barwiony howlit... Zastanawia mnie tylko, po co podpisywać howlity i turkmenity "turkus", skoro z turkusem mają wspólną co najwyżej barwę...?

8 komentarzy:

  1. Nie do końca właśnie ta barwa jest wspólna i w tym problem. Wprawne oko rozpozna kamień szlachetny. Marketingowcy najchętniej by sprzedawali tłuczeń w cenie kamieni szlachetnych, nie ma się co dziwić w świecie w którym nie szanuje się pracy a promuje ściemy.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i czasem sprzedają, może nie tłuczeń, ale już prawie... Jak z kamieniołomu przywieźli, tak sprzedają, nieobrobione, surowe bryły w cenie oszlifowanego kamienia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem w szoku, że można tak dalece oszukiwać klienta. Jak ktoś się nie zna, to powinno się mu właśnie pomóc, a nie wciskać kit. Wtedy, zadowolony, wróci w kolejnym zamówieniem. W sytuacji oszukania - nigdy nie wróci i jeszcze zrobi - celowo lub nie - kampanię negatywną wśród swoich znajomych. Badania dowodzą, że zadowolony klient zachęci kolejnego jednego do dwóch, a niezadowolony zniechęci skutecznie od ośmiu do dzisięciu (!). Podpisano: Marketingowiec ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam ten mechanizm :> Kit nam wciskają wszędzie, gdzie się tylko da, więc specjalnie mnie to nie zdziwiło. Kamieni jubilerskich dobrej jakości ze świecą można szukać, i nie jest powiedziane, że się znajdzie. To, co proponują sklepy jubilerskie, to jakaś kompletna żenada. No trudno, trzeba chodzić, szukać, może się coś wypatrzy. Wczoraj na przykład udało mi się kupić całkiem niezłe labradoryty. Tylko rzemienia do nich już nie dostałam...

    OdpowiedzUsuń
  5. Labradoryt to taki duży ładny pies, przyjazny dzieciom? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Prawie :> Ale nie będę z psa biżuterii robić. Chociaż... niektórzy już robią z końskiego włosia, więc nie wiadomo, co będzie następne :> Może chart afgański? Ma fajne futerko :>

    OdpowiedzUsuń
  7. W poszukiwaniu końskich włosów zapraszam do siebie, wszędzie tego pełno ;) Charta afgańskiego niestety nie posiadamy ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. To muszą być włosy z grzywy, równo obcięte i wyprane. Zastanawiałam się nad zastosowaniem tego surowca w makramie i kto wie... :>

    OdpowiedzUsuń