Z pechowej serii, zapoczątkowanej kompletnie źle zrobioną kolią (Liściasta porażka), do momentu fotograficznego uwiecznienia nie zachowało się nic poza nią - wszystko poszło na ścinki, bo przecież sznurki jeszcze się przydadzą. Ale w końcu, po czterech (!) próbach stworzyłam coś, co ma przed sobą jakąś przyszłość. Jest to prosty, ba, surowy w swej prostocie naszyjnik z woskowanego lnu wykonany w technice cavandoli. Pierwszy mój tego typu drobiazg, wykonany ot tak, bez wcześniejszego szkicowania i projektowania, po prostu "z marszu".
Coraz bardziej mi się ta technika podoba...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz